Do tego wpisu zbierałam się jak pies do jeża. Trochę pod wpływem Waszego nacisku, a trochę dlatego, że temat uważam (jako rodzic) za bardzo ważny. Dlatego nie chciałabym potraktować go zbyt lekko.
Mam wrażenie, że nauczanie domowe bo o nim mowa ma w Polsce swój dobry okres, albo w taki zaczyna wchodzić ????
Ten rok był naszym pierwszym rokiem w ED czyli edukacji domowej i już teraz uważam, że była to najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć na tamten czas. Ale od początku.
Nie lubię szkoły nigdy jej nie lubiłam ???? Skończyłam różne szkoły i znam jak pewnie większość z nas temat od podszewki. Przeludnione klasy, zgorzkniali, niespełnieni nauczyciele. Przegrzana głowa od obowiązków, a w domu jedno pytanie… lekcje odrobione?
Z nawykami brania obowiązków z pracy do domu „walczyłam” wiele lat z pozytywnym skutkiem. Z obniżonym poczuciem wartości i ciągłą często niesłuszną oceną siebie jest ze zmiennym szczęściem????
U mojego Maxa zapowiadało się podobnie, a może nawet gorzej…
Alternatyw nie było wiele ponieważ szkoła prywatna nie wchodziła w grę. No więc padło w mojej głowie pytanie czy może sama dałabym radę nauczać mojego 8 latka…
Nie miałam nikogo kto byłby mi w stanie udzielić jakiejś konkretnej porady czy dać opinii z życia wziętej więc rzuciłam się w wir sieci.
Przeczesałam blogi, strony internetowe i najważniejsze znalazłam grupę ED na Facebooku ????
Rozwiałam w sobie część wątpliwości i podjęłam TRUDNĄ decyzję.
A jakie te wątpliwości były? A No standardowe
-czy sobie poradzę
-czy mój syn będzie się chciał ze mną uczyć
-jak znajdę na to dodatkowy czas
-a czy nie zrobię mu krzywdy „odsuwając” od kolegów z klasy
-jak poradzę sobie z „brakiem” kolegów, przecież relacje społeczne są takie ważne…
I wiele, wiele innych wątpliwości.
Tak czy siak w tamtej chwili nie widziałam innego rozwiązania.
Mój Max bardzo przeżywał każde wyjście do szkoły, każdy sprawdzian (o zgrozo jak można sprawdzać stan wiedzy dzieci w procesie nauczania i stawiać im za to oceny!! Bo zamiana z cyfry na literę czy buźkę to wciąż ocena kochani nauczyciele…).
Owszem padało pytanie czy nie moglibyśmy po prostu zmienić szkoły, ale nie nie mogliśmy ponieważ to wciąż taka sama szkoła systemowa…
No to do rzeczy
Decyzja padła. Jaka by nie była trzeba było działać. Najpierw wizyty w poradni pedagogicznej – to jest etap konieczny dla każdego i w każdym roku kontynuowania. Tutaj odbywa się rozmowa z rodzicem co i jak i dlaczego. A także z dzieckiem, aby pedagog mógł ocenić (po 2 wizytach) zasób wiedzy i stan psychiczny naszej pociechy…
Ważna informacja jest taka, że musisz iść do poradni przydzielonej Twojej szkole (prywatna nie wchodzi w grę).
Później czekanie na opinie poradni i pisanie wniosków z prośba do szkoły.
Nie nie musisz być nauczycielem czy pedagogiem by uczyć swoje dziecko w domu- każdy ma do tego prawo.
Po złożeniu wniosków do szkoły czekaliśmy dość długo bo od czerwca do października na decyzje szkoły. We wrześniu jednak już nie chodziliśmy do szkoły ponieważ uznałam to za przeciąganie struny przez dyrekcję chociaż rozumiem, że byliśmy pierwszym przypadkiem ED w historii szkoły… Decyzja oczywiście pozytywna zapadła w październiku. Z marszu dostaliśmy książki przypisane dzieciakom w tych klasach. I już czas start. Do czego? A No do egzaminu proszę Państwa !
Na koniec roku Max był zobowiązany zdać egzamin pisemny i ustny z polskiego, angielskiego, matmy i przyrody.
Niby dużo, ale zakładałam, że mamy cały rok i przecież dostaniemy zagadnienia (nawet studenci je dostają przed egzaminami). Guzik w naszej starej już szkole opiekunka czyli wychowawca Maxa od początku uznała, że wystarczy nam podstawa programowa…. także tak. Przed samym egzaminem rzecz tak się spiętrzyła, że moje pokłady cierpliwości się wyczerpały…
Na grupie fb znałam jedną dziewczynę, która dość często się udzielała—zawsze dając konkretne porady. Poprosiłam o kontakt, zadzwoniłam i dwa tygodnie po rozmowie z nią, Max był już uczniem Szkoły Benedykta oraz miał egzaminy za sobą…. (w połowie maja rozpoczął wakcje.
No i ja tez oczywiście jako jego nauczycielka ;-D
Kolejny rok także zamierzam uczyć Maxa w takim systemie.
Po roku widzę ogromne efekty nie chodzi mi o naukę (chociaż oczywiście tez). Poczucie własnej wartości zaczyna wracać, a na tym zależało mi najbardziej. Jak dbałam o kontakty z rówieśnikami?
Treningi piłki nożnej, wyjścia do klubu fitness (tu wybrałam miejsce gdzie rozwój i możliwości w miarę zainteresować młodego były największe czyli Vera) na zajęcia dla dzieci, spotkania z Maxa przyjaciółmi na świeżym powietrzu i domu tu najczęściej organizowałam jakieś zabawy i wspólne prace manualne, a także korzystałam z pomocy przyjaciółki, która przeprowadzała różne eksperymentu dla dzieci.
Było także kilka wycieczek z jego stara klasą. O kontakt z dziećmi naprawdę nie ma się co obawiać, a o naukę w domu tymbardziej. Pracując sumiennie i regularnie można zrobić dużo szybciej materiał przeznaczony dla danej klasy niż robi się to w szkolnej ławce. Później jest czas na dzieciństwo. Na zabawy, na zainteresowania, na NUDZENIE SIE – to uważam za najważniejsza
Jak wyglądał przykładowy dzień?
Ciężko podać jeden bo w sumie za każdym razem było inaczej,
ale pomijając standardowe ćwiczenie ręki w pisaniu i „ogarniania” książki do egzaminu to:
Siedzenie w parku czytanie ULUBIONYCH książek po czym rozmowa o nich by w rezultacie napisać kilka zdań o bohaterach.
Gra w karty typu Piotruś i nauka homonimów, przeciwieństw, zegara…
Korzystanie z kart Grabowskiego do nauki tabliczki mnożenia.
Rozwieszenie w CAAAAŁYM domu karteczek z wyrazami (nauka ortografii).
Wymyślanie hasła dnia np. mnożenie lub słówko z angielskiego powtarzane wielokrotnie np przy pytaniu mamo mogę obejrzeć bajkę ? Moja odpowiedź to podaj hasło…
Korzystanie ze stron internetowych do nauki np. Matematyki (matzzo.pl), aplikacja MEMRISE do nauki języków.
Max wie, że lubię pisać książki, bloga i wogóle ciagle pisać, zapisywać, a wiadomo, że dzieciaki uczą się przez naśladowanie więc pozwalałam pisać mu i tworzyć jego własne książki i treści na komputerze.
Nauka gry na gitarze (chociaż nieregularnie) także była formą nauki pamięciowej między innymi.
Nie ma też co obawiać się, że jako rodzic sobie nie poradzisz…
Uwierz robisz to każdego dnia gdy dziecko wraca ze szkoły.
W ED piękne jest to, że nikt nie karze Ci uczyć się z książki- możecie iść do lasu rozłożyć kocyk i tak poznawać przyrodę! To było naszym największym darem – dowolna metoda i miejsce w zdobywaniu wiedzy. Wyjazdy warsztatowe, wakacje, wypady w tygodniu nic nie stanowiło przeszkody. Braliśmy karty edukacyjne i do przodu ????
Pytacie wieeeeele razy czy było warto i czy jest ciężko.
Tak było warto i tak były chwile bardzo ciężkie, ale one były spowodowane presją nałożoną przez szkołę i wizją małej matury…
Po egzaminie w nowej szkole i podejściu do dzieci jakie tu jest, wsparciu rodzica, zajęciach z różnych przedmiotów organizowanych w plenerze czy w tramwaju mam wrażenie, że kolejny rok będzie już dużo spokojniejszy.
Domyślam się, że większość ma pracę na etacie i zastanawia się jak ugryźć to w takim systemie czasowym. Niestety nie pomogę bo nie przechodziłam na swojej skórze tego, ale wiem, że są i tacy rodzice, a nawet samotne mamy (osobiście poznałam) i dają radę. Częstym rozwiązaniem jest korzystanie z pomocy guwernerów.
Często przeszkodą okazuje się być sama rodzina…
Nie muszą „oficjalnie” utrudniać czasem ich ciche docinki też mogą być kłodą pod nogami, ale trzeba pamiętać, że to tylko ich strach
i niewiedza przeważnie nic więcej ????
Z pewnością przydaje się pewne przygotowanie i porady praktyków.
Jak nie znasz nikogo w takim systemie nauczania, a chcesz zacząć tak jak my-pisz śmiało jak znam odpowiedź pomogę, jak nie znam odpowiedzi to może wiem kto zna ????
Szukaj stron, innych blogów, książek( „Edukacja domowa” Marek Budajczak ( pionier nauczania domowego w Polsce), „Edukacja domowa w Polsce. Teoria i praktyka”, czyli zbiór tekstów poświęconych edukacji domowej.
Zastanawiam się czy historia edukacji przypadkiem nie zatacza koła…